„Zabij mnie, tato” Stefan Darda | czemu boimy się seryjnych morderców?

Recenzja książki "Zabij mnie, tato" Stefana Dardy - recenzja książkowa

Niepokojący kryminał psychologiczny Stefana Dardy zainspirował mnie do rozważań na temat strachu: dlaczego boimy się seryjnych morderców?

Informacje o wydaniu książki "Zabij mnie, tato" Stefan Darda

O KSIĄŻCE

W małym polskim miasteczku znikają dwie małe dziewczynki. Starsza siostra odprowadzała je do domu, zostawiła kilkadziesiąt metrów obok, a one nigdy do domu nie dotarły. Co się z nimi stało? I koszmar rozwija się powoli, co obserwujemy z perspektywy emerytowanego policjanta, który na własną rękę próbuje rozwiązać tę sprawę i obserwuje powolną degradację zwykłej polskiej rodziny. Swoich przyjaciół i niewielkiej społeczności skonfrontowanej z największym możliwym złem. Czytając zadałam sobie pytanie: a co by było gdyby? I przeszły mnie ciarki przerażenia…

Czemu boimy się seryjnych morderców? Czy nasz lęk przed seryjnymi mordercami ma faktycznie podstawy, czy też jest produktem naszych irracjonalnych fantazji?

Przecież statystycznie rzecz biorąc, szanse, że spotkamy na swojej drodze seryjnego mordercę, są znikome. Nie zerowe, ale znikome. Fakt, rzeczywistość, którą przedstawiają nam media, naszpikowana jest sensacyjnymi historiami, które mogą zniekształcić nasze postrzeganie rzeczywistego zagrożenia. Ale mimo tych statystyk, strach przed seryjnymi mordercami tkwi głęboko w naszej psychice. Dlaczego?

„Piekłem jest drugi człowiek.” – mawiał Jean-Paul Sartre. I w tych słowach tkwi kluczowa potworność seryjnego mordercy. On jest przecież tylko człowiekiem. Seryjni mordercy nie są marą z lovecraftiańskiego snu, czymś odległym i obcym. To czyiś synowie, bracia, ojcowie, koledzy z pracy, sąsiedzi. To ludzie chodzący na zakupy, uczestniczący w mniejszym lub większym stopniu w życiu swojej społeczności. Do czasu. Ich zdolność do ukrywania prawdziwej natury, do życia pod maską normalności, podważa nasze poczucie bezpieczeństwa i zaufania do otaczającego nas świata. Każdy bowiem może być tym, który zburzy porządek. Ta realizacja – że potwór może być sąsiadem zza ściany – wstrząsa fundamentami naszego zaufania do tego społecznego porządku wlaśnie, tworząc poczucie osamotnienia i porzucenia, co głęboko rezonuje w naszej psychice.

Nie można jednak zapomnieć o roli mediów w tym wszystkim. O tych wszystkich sensacyjnych nagłówkach, książkach, filmach, grach… To, w jaki sposób społeczeństwo reaguje na seryjnych morderców, jak o nich opowiada, odzwierciedla nasze zbiorowe wartości, strachy i obsesje. Poprzez wyolbrzymiane relacje i rozpowszechnianie treści związanych z prawdziwą zbrodnią, media potęgują nasze obawy, przekształcając seryjnych zabójców w mityczne postacie. Żywe legendy. To dokarmia naszą obsesję, naszą makabryczną ciekawość, tworząc pętlę sprzężenia zwrotnego, która podnosi seryjnego zabójcę z marginesu społeczeństwa do przedmiotu zarówno fascynacji, jak i strachu.

Jak widzicie, ten nasz strach przed seryjnymi zabójcami jest również wpleciony w kulturową i społeczną tkankę społeczeństwa. W różnych kulturach opowieści o potworach i straszydłach służą jako przestrogi i lekcje moralne. Seryjni zabójcy, w tym kontekście, stają się nowoczesnymi potworami, ucieleśniając zbiorowe obawy dotyczące upadku moralnego, rozpadu społecznego i erozji społecznych sieci bezpieczeństwa. Ten kulturowy wymiar ukazuje, jak złożony jest to strach. Łączy bowiem indywidualne lęki z szerszymi społecznymi problemami.

I tutaj dochodzimy do sedna lęku społecznego. Bowiem pomimo zaawansowania technologicznego i naukowego, nasze społeczeństwa wciąż zmagają się z niewystarczającą skutecznością w obronie przed tak drastycznym złem. Pojawiają się dziury, niedociągnięcia, tak w systemie sprawiedliwości, czy w mechanizmach społecznej kontroli, stając się źródłem dodatkowego niepokoju. Przypadki seryjnych morderców, którzy unikają kary, lub tacy, którzy zostają złapani, ale ich kara wydaje się niewystarczająca, tylko pogłębiają naszą frustrację i lęk.

Wystarczy przypomnieć sobie przypadek niejakiego Mariusza T., jednego z seryjnych morderców z Polski, który mógł wyjść na wolność w wyniku zmian w prawie, stanowi przykład najgorszych obaw społeczeństwa związanych z systemem sprawiedliwości. Ta niepewność co do skuteczności prawnej reakcji na tak straszliwe zbrodnie, to poczucie, że nawet po złapaniu, seryjni mordercy mogą znaleźć sposób, by uniknąć pełnej odpowiedzialności, jest może najbardziej przerażającą myślą. Ten aspekt pojawia się w powieści Stefana Dardy i mrozi krew w żyłach, bo jeśli nie można ufać systemowi, to czemu można zaufać? W rzeczywistości, może to właśnie możliwość, że seryjni mordercy mogą przemykać przez palce sprawiedliwości, jest tym, co nas najbardziej przeraża. To nie tylko strach przed samą zbrodnią, ale także przed impotencją systemu, przed brakiem gwarancji, że zło zostanie ukarane, że społeczna rana zostanie zasklepiona.

Seryjni mordercy, choć niby stanowią margines w społeczeństwie, mają głęboki wpływ na naszą zbiorową psychikę. Nasz strach przed nimi, choć może być uznany za irracjonalny w świetle statystyk, ma głęboko zakorzenione podstawy w psychice ludzkiej. Jest to strach przed złem, które może ukrywać się w najbardziej znajomych miejscach, przed zdradą zaufania i przed naszą własną bezsilnością w obliczu przerażającej rzeczywistości. Ostatecznie, fascynacja seryjnymi mordercami i nasz strach przed nimi mówią więcej o nas samych i o społeczeństwie, w którym żyjemy, niż o samych potworach. To lustrzane odbicie naszych najgłębszych lęków, obsesji i niepewności.

To dlatego też seryjni mordercy są ulubionym tematem twórców kryminałów i dreszczowców. Darda jednak nie tworzy zwykłego kryminału, nie, on w „Zabij mnie, tato” zanurza się głębiej. Ukazuje nam czytelnikom powolną degradację komórki rodzinnej, która zostaje skonfrontowana z największą możliwą potwornością. Ze strachu, rozpaczy i niemocy zaczyna powoli się rozpadać. Darda idzie jeszcze dalej. Pokazuje bowiem, że odbierając życie członkom społeczności morderca zadaje cios nie tylko im – to wizja nazbyt uproszczona, zbyt atomistyczna. Nie, choć ofiara cierpi najbardziej, zraniona zostaje cała społeczność. Z tej rany sączy się krew, która odbiera jej życie. Społeczność płacze, wyje, miota się, do czasu aż rana nie zostanie zasklepiona. A zasklepić można ją tylko sprowadzając sprawiedliwość. A kiedy zawodzi system, ktoś inny musi wziąć sprawy w swoje ręce, bo inaczej wszystko się rozpadnie. Dopiero wtedy nastąpi tak potrzebne oczyszczenie, katharsis, którego potrzebujemy tak w opowieściach, jak w prawdziwym życiu. Przyznam, że bez sprawiedliwości w powieści, bez próby zmiażdżenia zła, trudno byłoby sobie z tym strachem poradzić.

Stefan Darda nie bawi się w półśrodki – wciąga nas w koszmar, który czujemy do samego szpiku.

O.

*We współpracy z Wydawnictwem Czarna Owca.

Dodaj komentarz: